Quantcast
Channel: Sroka o....
Viewing all 2361 articles
Browse latest View live

Saga przedszkolna: Nie dla dzieci samodzielnych

$
0
0


Z przykrością stwierdzam, że żyję w bańce mydlanej. Zawieszona w czasoprzestrzeni bez kontaktu z rzeczywistością. Każdy kontakt z  codziennością odczuwam jaki wielkie walnięcie w beton.
Dziecko poszło do przedszkola z moim zdaniem podstawowymi umiejętnościami. Czyli dziecko potrafi : jeść łyżką i widelcem, pić z kubka butelki itp,  ubrać się, trzymać poprawianie kredkę i kolorować, układać puzzle, umyć zęby, umyć ręce i pewnie coś jeszcze, ale mi się zapomniało. I dla mnie takie trzylatek jest "samodzielny".

Niestety (i to nie wina przedszkola bynajmniej) w przedszkolu takie dziecko cofa się w rozwoju. To co wypracowałam z dzieckiem do tej pory bierze w łeb. Moje dziecko po pierwsze nie chce sam jeść, tylko każe się karmić, po drugie obecnie trzyma łyżkę jak łopatę. Pytałam Pań w przedszkolu o co chodzi wszak Rycerz trzymał już łyżkę prawidłowo odpowiedź jest jedna i oczywista - są dzieci które tak właśnie trzymają łyżkę i on to widzi. Panie nie nadążają z przekładaniem łyżek gdyż zazwyczaj same na dwie ręce karmią te dzieci, które nie jedzą samodzielnie sic!

Rycerz trzymał kredkę tak jak się trzymać powinno, obecnie trzyma jak małpka i szoruję nią po całym rysunku choć do tej pory kolorował w obrębie konturów. Odpowiedź ponownie jest banalnie prosta - inne dzieci tak właśnie robią.

U Rycerza pojawiły się takie zwory jak: jestem niedobry, jestem niedobrym synkiem, nie umiem się zachować, będziesz się ze mnie śmiać, to głupek, nie chcę cię, nie kocham cię. Tego czego jestem pewna na 1000% nigdy taki zwrot nie padł z moich, ani mojego męża ust - zwłaszcza pod adresem Rycerza. Wiem, że może być gorzej znajomej córka "i po co ja się urodziłam, skoro mnie nie chcieliście".

Rycerz krzyczy. Nie mówi tylko krzyczy.

Mam załamkę gdy to wszystko widzę. Zastanawiam się co się dziej z rodzicami. I niech nikt mi nie mówi, że są tak bardzo zapracowani, że nie dają rady wszystkiego ogarnąć.

Płyny do kąpieli przeciw przeziębieniom - porównanie

$
0
0

Kiedy pisałam post o naszych "naturalnych" metodach walki z przeziębieniem padały pytania co dla młodszych dzieci. Większość zaproponowanych rzeczy była od tzw. wieku 3+ .

Kiedy trafiła się okazja wypróbować inne tego typu wynalazki nie zastanawiałam się długo.
Mam dwa płyny przeznaczone dla dzieci od drugiego roku życia i jeden już wcześniej opisywany od trzeciego roku życia.

Pierwszy z nich czyli Pinimenthol to w zasadzie nic innego jak "roztworzony" olejek eukaliptusowy - z tego co pisze producent to jest to 14% roztwór. Żadnych innych olejków nie zawiera. Moim zdaniem bardzo dobra rzecz dla mniejszych dzieci i ewentualnych alergików.

Drugi preparat czyli Grippostad o nieco bogatszym składzie zawierający olejki sosnowy, eukaliptusowy i metolowy również przeznaczony dla dzieci od drugiego roku życia w moim przypadku nie specjalnie się sprawdził. Najprawdopodobniej mam niewielkie uczulenie czy raczej "nietolerancję" na mentol, to powoduje, że kąpiel powyżej pięciu minut staje się nie do zniesienie gdyż zaczynam czuć pieczenie.  U mojego męża i dziecka nic takiego nie występuje jednak w naszym przypadku ten płyn nie działa tak dobrze jak ten powyżej. Być może stężenie olejku eukaliptusowego (7,28%) w naszym przypadku jest niewystarczające.

Ostatni płyn, o najbogatszym składzie sprawdza się bardzo dobrze o czym zresztą pisałam w TYM poście.

Cena tych płynów jest mniej więcej taka sama. Różną się pojemnością to znaczy Pinimenthol jest największy i jest go 190ml, dwa pozostałe są w pojemnościach 125ml.

Jeśli macie problemy z inhalacjami :) polecam wypróbować metodę kąpieli, w naszym przypadku sprawdza się znakomicie.

Płyny mam stąd:

Pinimenthol - TU
Grippostad - TU
Atheria - TU 

Zaczarowania i rozczarowania roku 2014 - część pierwsza Książki

$
0
0
Podsumowania czas rozpocząć.
W tym roku oczarowało nas kilka książek.

1. Pinokio - KLIK
2. Krasnoludek - jeszcze o nim nie pisałam, ale obiecuję nadrobić zaległość!
3. Noc bez księżyca - KLIK
4. Filomena - KLIK i tylko strasznie żal, że tylko dwie części zostały wydane
5. Opowiem ci mamo co robią .... - KLIK uwielbiamy całą serię, aktualnie auta (bo jakby inaczej są na topie)
6. Kajtek i Miś - KLIK

Rozczarowań jest ciut więcej w tym roku niż w poprzednim. 


Blues Nosorożca
Agnieszka Taborska, Józef Wilkoń

"Blues Nosorożca" to dowcipna, poetycka opowieść o szukaniu źródeł sztuki, odkrywaniu świata i znajdowaniu siebie. Rzecz dla miłośników muzyki, zwierząt, Afryki, Nowego Jorku i Luizjany"

Bardzo chciałam mieć "coś" z ilustracjami Józefa Wilkonia. Kiedy więc trafiłam na tą książkę w jakimś markecie za 3,99zł nie zastanawiałam się wcale. Niestety tekst jest potwornie nudny, zawiły, przeładowany nic nieznaczącymi i abstrakcyjnymi opisami. W pewnym momencie kompletnie nie wiadomo o co chodzi. Ilustracje choć pięknie są jakieś takie przygnębiające.  No niestety jak dla mnie to porażka nie mająca nic wspólnego z dowcipem.

Wyprawa w Mordęgi, czyli skąd się biorą słowa
Michał Lipszyc ilustr. Halina Siemaszko

Autorzy "Wyprawy w Mordęgi"– Michał Lipszyc i Halina Siemaszko – postanowili ubrać swoją historię podróży do źródeł słów w przedziwny bajkowy kostium, który niestety bardzo trudno polubić. Jej bohaterowie, jeżopiski żyjące beztrosko w zacienionej jeżopuszczy (nieprzypadkowo noszący imiona: Gdzie, Co i Jak) pewnego razu zadają lokalnej starszyźnie, wzbudzające popłoch, pytanie: "Skąd się biorą słowa".

Dziwne przygody kompletnie niezrozumiałe dla dziecka, ba i jam miałam z tym problem. Nagromadzenie "zabaw słowami" czy raczej słowotwórstwa jest tak duże, że czasami nawet ciężko jest przeczytać dziecku dwa wyrazy. Dla małych dzieci się nie nadaje, dla starszych dzieci za trudna w czytaniu, dorosłych znudzi.

 Zbyt późno

tekst: Giovanna Zoboli
ilustracje: Camilla Engman
tłumaczenie: Małgorzata Flor

Mały Riccardo nie chce iść spać - jest przecież tyle innych ciekawych rzeczy do zrobienia. Lecz jego rodzice mają na ten temat inne zdanie – jest ZBYT późno, ZBYT zimno, a Riccardo jest ZBYT mały. Razem z trójką wiernych przyjaciół chłopiec wyrusza więc w podróż do miejsca, gdzie można bawić się do woli - niezwykłej krainy ZBYT PÓŹNO… Czy tam spełnią się jego marzenia? Pełna ciepła i magii opowieść o dwóch silnych, dziecięcych pragnieniach – o potrzebie wolności i przygody oraz równie silnym pragnieniu miłości i bezpieczeństwa.

Po przeczytaniu kolejnych zachwytów nad tą książką w końcu ją nabyłam.I ... niestety nie rozumiem kompletnie zachwytu nad nią. Ilustracje kompletnie oderwane od treści, czyli słowa sobie, a ilustracje sobie. Sama treść cóż ... zabawa utartymi zwrotami kompletnie nie przemawia do Rycerza. Moje dziecko gubi się od tego "zbyt późno, zbyt dużo, zbyt mało ..." jest tymi zwrotami przytłoczone i jedyne co wychwytuje z opowieści to zbyt ... Jak dla mnie "Zbyt skomplikowana książka, dla za mało inteligentnych"

Nie każdy umiał się przewrócić 

tekst: Toon Tellegen
ilustracje: Ewa Stiasny
tłumaczenie: Jadwiga Jędryas

Tak nieprzeciętne zwierzęta spotkacie tylko w jednym miejscu na świecie – w zwariowanym lesie Toona Tellegena. Żyją tu w przyjaźni i spokoju, przeżywają zabawne perypetie, prowadzą niespieszne rozmowy przy herbacie, a czasem popadają w filozoficzną zadumę. Opowiadania Tellegena pełne są absurdalnych przygód i prostych prawd. Dowcipne, melancholijne, filozoficzne, poetyckie, wzruszające – bawią i zachwycają czytelników w każdym wieku.

Poziom absurdu tej książki jest tak wysoki, że Monty Python może się schować. I nic więcej nie dodam.

Zaczarowania i rozczarowania roku 2014 : Pielęgnacja

$
0
0
No to część kolejna podsumowań. Lecimy z pielęgnacją. W tym roku królują kwasy :)

Zaczarowania roku to:

1. Ava i jej Aktywatory Młodości - no dobra nie cała seria ma mega powalające składy, ale po przejrzeniu półek dorgeryjnych stwierdzam, że to Hit nad Hitami za grosze. O serum z witaminą C pisałam TUTAJ

2. Suchy Szampon Batiste - z wszystkich szamponów suchych z jakimi maiłam styczność (a były to chyba wszystkie jakie są w drogeriach) ten szampon oraz zeszłoroczny Schwarzkopf są dla mnie najlepsze.

3. Bielenda, Skin Clinic Profesional, Super Power Mezo Serum - świetne serum dla początkujących. Jego recenzja jest TUTAJ

4. Balsamy Cztery poty Roku Ecodermine - pisałam o nich TUTAJ

5. Iwostin Perfectin Lucidin Profesjonalny Peeling Na Noc - moje niedawne odkrycie jeszcze nie doczekał się recenzji na blogu.

6. BioIQ Krem Serum Pod Oczy - nadal mój nr. jeden jeśli chodzi o kremy pod oczy. Jego recenzja jest TUTAJ

7. Płyny Micelarne Mixa - w końcu trafiłam na nie najdroższy ideał. O Mixe pisałam TUTAJ

8. Skinlite Maska Złuszczająca Do Stóp - zachwycałam się nią TUTAJ

Co zaś tyczy się rozczarowań.

Na pierwszym miejscy być może dlatego, że tak strasznie nakręcone są zachwyty w internecie jest


Ziaja seria Liście Manuka - pisałam o niej na blogu TUTAJ. Możliwe, że po przeczytanych zachwytach postawiłam tej serii za wysoko poprzeczkę, ale kiedy się czyta takie pochwalne peany trudno postąpić inaczej.









Fitomed Mój Krem nr. 10 - po wszystkich wcześniejszych kosmetykach, które co tu mówić były bardzo fajne zdecydowałam się na krem pod oczy. Skład ma fantastyczny, ale .... wypala mi oczy. Nie jestem w stanie go używać zgodnie z jego przeznaczeniem. Migruje pod oczy i szczypie jak jasna cholera.





Dove Suchy Szampon - najgorszy suchy szampon jaki miałam. Moczy, a nie "suszy" włosy, plącze je niemiłosiernie i wyglądają gorzej niż przed użyciem tego szamponu.











A jakie były wasze zaczarowania i rozczarowania - może coś "ukradnę" dla siebie w tym roku :) ?

Klub Zdrowego Noska

$
0
0


Jak ja to pisałam jest zima to musi być katar :) .

Po moim poście o kąpielach na przeziębienie, a w zasadzie przez link odsyłający do postu o naturalnej walce z przeziębieniem KLIK zgłosił się do mnie producent wody morskiej do nosa. ps. Własnego zdjęcia brak, a było, ale aparat się zbuntował i pożarł cześć zdjęć po czym padł :( (czas zainwestować w lustrzankę)

W poście o tych naturalnym metodach pisałam, że Rycerz nie akceptuje "psikaczy" z solą morską  bo przerażają go wielkości butelek. Przyznaję się do własnego lenistwa. Po odwiedzeniu trzech aptek w poszukiwaniu mniejszych pojemności roztworów soli morskich dla dzieci zrezygnowałam. Nic nie znalazłam poza spojrzeniem jak na kosmitę i nie chciało mi się szukać dalej.

Marimer zaproponował mi przetestowanie produktu o nazwie Marimer Baby Spray, który jest izotonicznym roztworem wody morskiej w 100% naturalnym, oczywiście nie zawiera żadnych konserwantów. I co dla mnie ważne jest zamkniętym w opakowaniu o pojemnosci 50ml :). Poza tym produkt posiada  nasadkę „Safety Tip”. Nasadka ta jest tak wyprofilowana, że chroni przed zbyt głębokim wprowadzeniem aplikatora.  Oczywiście spray rozpyla się w postaci delikatnej mgiełki, a nie silnym strumieniem. I nadaje się dla dzieci od pierwszego dnia życia.

Niestety z przykrością stwierdzam, że testować przyszło mi go wcześniej niż bym tego chciała. Rycerz od Trzech Króli siedzi w domu z katarem i paskudnym kaszlem. Nie będę ukrywała, że przed testem nie było negocjacji. Były, a i owszem. Mimo, że butelka mniejsza od innych soli i to i tak większa od tradycyjnych kropelek do nosa. Negocjacje nie były jednak zbyt skomplikowanie wystarczyło pokazać inne butelki z solą morską . Spray działa jak działać powinien, wspomaga walkę z katarem, nawilża i jest delikatny.

No i jeszcze jedna informacja.
Producent stworzył stronę Klub Zdrowego Noska takie wirtualne centrum dobrych porad marki Marimer związanego z dbaniem o higienę małych nosków. Dowiecie się tam również, że produkt jest polecany przez Polskie Towarzystwo Pediatryczne.

I sumie nie było by to nic niezwykłego, ale zapisanie się do tego klubu skutkuje otrzymaniem 10% rabatu na zakup produktów Marimer.
Jeśli chcecie wypróbować to zapraszam  do Klubu Zdrowego Noska.

Ja dodatkowo dostałam do testów jeszcze dwa produkty. Dumny Ojciec testuj zawzięcie przez zapchane zatoki Marimer Hipertoniczny i jest bardzo zadowolony.

Zaczarowania i rozczarowania roku 2014: Pielęgnacja dziecko

$
0
0




Ten rok w pielęgnacji Rycerza zdecydowanie należał do produktów Eco. Z jednej strony dlatego, że kilka firm zgłosiło się do mnie z propozycją wypróbowania ich produktów. Z drugiej strony zaś dlatego,  że skoro pielęgnacja Rycerza jest ograniczona do niezbędnego minimum mogę sobie pozwolić na wydanie większej gotówki na te kosmetyki.

1. Alphanova bebe mleczko do mycia- wciąż nie mogę sobie wybaczyć, że tak późno na nie trafiłam. Pisałam o nim TUTAJ
2. Bentley Organic Antybakteryjna pianka do rąk - kolejny ukochany produkt, pisałam o niej TUTAJ
3. Jack n' Jill pasty do zębów - nie doczekały się jeszcze recenzji, ale wypatrujcie ich niedługo bo to cudna rzecz.
4. Rossmann Lilliputz, pianka do mycia i zabawy - gadżet nad gadżetami jeśli chodzi o kąpiel, a raczej niechęć do niej jeszcze bez recenzji, ale wkrótce to nadrobię.
5. Weleda, Szampon i Żel do kąpieli - jeżżżżżżuuuuuu jak to pachnie... kocham i na bank napisze coś o tym.
6. Weleda Krem na niepogodę - świetna rzecz, bez grama wody.



Rozczarowanie ogromne jedno, ale za to serio olbrzymie

Huggies Natural Care

Czy jedna wielka kupa, bo nie dupa to pewne.

Skład zmieniony nie do poznania. Z dobrego składu zostało tylko marzenie.

Obecnie to zakonserwowana woda ze śladowymi ilościami składników pielęgnacyjnych.

Skład: Aqua phenoxyethanol, aloe barbadenis extract, caprylyl glycol, cocamidpropyl betaine, parfum, sodium citrate, malic acid, tocopheryl acetate.

A było tak
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Tocopheryl Acetate, Potassium Laureth Acetate, Potassium Laureth Phosphatate, Glycerin, Polysorbate 20, Tetrasodium EDTA ,  Methylisothiazolinone, Methylparaben, Malic Acid, Parfum

Czyli odjęli i konserwanty i dobre składniki bleeee 

Zaczarowania i rozczarowania roku: kolorówka

$
0
0

W tym roku królowały tusze do rzęs i pomadki i troszkę lakiery. Przepraszałam się z kilkoma markami, a na niektóre obraziłam się i nie wiem czy kiedyś do nich wrócę.
Ale zaczynając od początku.

1. Yves Roche Sexy PuUp w kolorze brązowym. Na początek powinnam powiedzieć, że nie lubię się z silikonowymi szczoteczkami wolę te tradycyjne "włosiaste". Ten tusz taką właśnie tradycyjną szczoteczkę ma, jest ona bardzo duża i w kształcie klepsydry. Bardzo ładnie rozczesuje rzęsy, dość dobrze je podkręca, lekko pogrubia. Daje całkiem naturalny efekt. Moja ulubiona maskara na co dzień.

2. Maybelline Colossal w kolorze czarnym. Po latach wróciłam do tuszy tej firmy moje wcześniejsze spotkania z nimi nie obfitowały w  radosne chwile. Ten tusz jest świetny. Wydłuża, pogrubia i chyba lekko podkręca. Nie skleja rzęs i ma taką szczoteczkę jak lubię.

3. Maybelline The Falsies Feather Look w kolorze czarny. Skusiłam się na niego bo był w promocji w Biedronce i kosztował 11zł. Szczoteczkę ma silikonową, bardzo giętką i na dokładkę na giętkim "patyczku" to powoduje, że przy gęstych rzęsach ciężko jest się nią w nie "wbić". Pierwsze wrażenie było bleee.... bo tusz miał zbyt lejącą konsystencję. Poleżał chwilę, pootwierałam go kilka razy, zgęstniał i jest fantastyczny. Świetnie unosi rzęsy,  pogrubia je i wydłuża i absolutnie przy tym ich nie obciąża i nie robi z nich drutów.

4. Golden Rose Velvet Matte - czy jest ktoś kto siedzi w internecie i o nich nie słyszał? Cieszą się moim zdaniem całkowicie zasłużoną sławą bo są fantastyczne! I tak jak nie lubię pomadek tak za tymi przepadam.

5. Celia Lips on Top - pomadka w kredce. To taka pomadka nie pomadka. Nie ma szalonego krycia, ale daje ładny naturalny efekt, całkiem przyzwoicie nawilża usta świetnie się ją aplikuje nawet bez lusterka.

6. Maybelline Color Tattoo - nigdy nie przypuszczałam, że cień w kremie może być tak trwały, nie zbierać w załamaniach i tak fantastycznie wyglądać. Jedynie co mi przeszkadza to ograniczona ilość kolorów neutralnych.

7. Flormar Pretty Compact Blush On - mam z tego duet, czyli róż i bronzer w jednym opakowaniu, świetna rzecz, dająca bardzo naturalny efekt zarówno jeśli chodzi o konturowanie jak i róż, a przy tym niedroga. Niestety trudno dostępna.

8. Joko, Mineralny puder sypki z szafirem - cudo!!! Daje na mojej twarzy tak naturalne wykończenie jakby go w ogóle  tam nie było. Nie daje pełnego matu, którego ja nie lubię więc tym bardziej jestem zachwycona.

9. Golden Rose Rich Color - lakiery do paznokci. Mój absolutny nr.1 jeśli chodzi o zeszły rok wśród lakierów. Fantastyczna gama kolorystyczna, fantastyczna trwałość, krycie jaki i cena.

Z rozczarowań. Cóż chyba wpływ internetu zrobił swoje i zakupiłam zachwalane kosmetyki. Pewnie znowu z powodu wszechobecnych ochów i achów zbyt wysoko postawiała poprzeczkę, ale taka jest cena sławy :)


1. Lowely Pump Up - tusz do rzęs w kolorze czarnym. Straszny badziew - jak dla mnie oczywiście. Strasznie skleja rzęsy, zamiast pięciu mam jedną i to olepioną sztywną masą.

2. Maybelline lakiery Super Stay 7 Days - była jakaś promocja i kupiłam chyba trzy kolory, ani jeden nie wytrzymał u mnie dwóch dni. Ba czerwony odpryskiwał już dnia pierwszego.

3. Maybelline Color Sensational - pomadki. Mają świetne żywe kolory, dobrą pigmentację i nawet całkiem przyzwoitą trwałość, ale co mi z tego skoro ważą się na ustach. Rozłażą po nich. Niestety porażka jak dla mnie.

A co Was zachwyciło z kolorówki? 

Pingwin w opałach

$
0
0


To jedna z takich książek, której premiery nie mogłam się doczekać. Czekała na swojej wishliście i czekała. W końcu nastał ten szczęśliwy dzień i tatdammmm !!!

Jak większość z Was wie pingwiny to miłość Rycerza, ja bardzo lubię wydawnictwo Łajka, a zarówno Rycerz jak i ja kochamy Hansa i Matyldę. Teraz przyszła pora sprawdzić czy pokochamy i Pingwina.


Pewne trzy wygłodniałe koty (koty tez uwielbiamy z Rycerzem) wpadły na pewien genialny plan po obejrzeniu w kinie filmu Rybna Uczta. Dobra przyznam się od razu koty pokochałam na wstępie :)
Do wykonania plany potrzebny był im Pingwin. Więc ... go sobie porwały, a co se będzie tak siedział bezczynnie w Zoo.


Dalej Wam nie powiem co było. Doczytacie i dooglądacie sobie sami, bo jest co czytać i oglądać i bardzo to cieszy zarówno oko jak i ucho :)


W podsumowaniu powinna napisać: kolejna świetna powieść kryminalno-sensacyjna dl dzieci :)


Pingwin w opałach

Tekst i ilustracje: Helen Hancocks
Wydawnictwo: Łajka 

Pingwina w opałach najtaniej znalazłam TUTAJ (cholewa zdradzam wam kolejną moją tajną, tanią miejscówkę)


Jak wyczyści srebro

$
0
0

Jak wiecie jestem w trakcie remontu - wciąż i nadal :( . Remont to najlepsza okazja do generalnych porządków i odkrycia dawno zapomnianych rzeczy. Mnie przypomniała się moja kolekcja biżuterii.  Wiele srebrnych elementów pokryło się śniedzią i przypomniałam sobie bezpieczny sposób na wyczyszczenia srebra.


Potrzebujemy
Sól jakieś dwie łyżki
Spożywczą folię aluminiową
Szklankę ciepłej wody
Miękką szmatką
Brudny srebrny przedmiot


Przedmiot zanurzamy na około 20 minut. Potem przecieramy miękko szmatką i voila!



 Zanim ktoś mi rzuci patentem z pasta do zębów :) . Nie, nie stosuję pasty. Po pierwsze zazwyczaj zawiera drobinki, które rysują metal, po drugie jeżeli w srebrze jest jakiś kamień naturalny może dość do reakcji i kamień zrobi się brzydki, po trzecie gdybym miała każda rzecz szorować szczoteczką to zmieniałabym się chyba w kopciuszka.

Rossmann Wellness & Beauty co warto kupić

$
0
0


O tak pytania o tą markę Rossmanna powtarzają się co jakiś czas. W zasadzie i słusznie, zwłaszcza że składy tej linii zostały zmienione i jest na czym oko zawiesić no i cena bardzo cieszy. Co wiec warto kupić.

1. Sezamowy olejek do kąpieli. Genialny skład! Coś niesamowitego, że za taką cenę można dostać taki skład. Jedynym problemem dla mnie jest zapach, nie przepadam za wanilią, a raczej jej słodki zapachem, a czuć go tu bardzo.

Skład: Carthamus Tinktorius Seed Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Sesamum Indicum Oil, Vanilla Planifolia Fruit Extract, Polysorbate 20, Parfum, Tocopherol, Tocoferyl Acetate.

2. Olejek pod prysznic, olejek migdałowy i ekstrakt z bambusa. Kolejny świetny skład za niewielką cenę. Jak widać brak parafin, silikonów, same naturalne oleje. No boski :)

Skład: Glycine Soja Oil, Laureth-4, Mipa-Laurethsulfate, Olea Europaea Fruit Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Helianthus Annus Seed Oil, Propylene Glycol, Parfum, Persea Gratissima Oil, Panthenol, Aqua, Tocopheryl Acetate, Bambusa Vulgaris Shoot Extract, Alcohol, Coumarin, Limonene, Linalool.

3. Olejki do ciała Jojoba & Masło Shea. Kolejna świetna rzecz, bez parafin, silikonów i innych paskudztw.

Skład: Helianthus Annus Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Parfum, Tocpoheryl Acetate, Butyrospermum Parkii  Seed Oil, Gossypium Herbaceum  Seed Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil,
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Tocopherol

4. Peelingi do ciała z solą morską. Już dawno dawno temu Rossmann wypościł peeling solny w którym się zakochałam, zwał się "Algi i Minerały Morskie" Niestety jak to zwykle bywa produkt ten został wycofany. Długo nie mogłam znaleźć zastępstwa. Przerosiłam się z peelingiem kawowym, a tu niespodzianka są znowu peelingi dostępne - niestety nie ten.

Skład (wersja mango i kokos): Maris Sal, Ethylhexyl Stearate, Sucrose, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum, Cocos Nucifera Fruit, Mangifera Indica Seed Oil, Tocopherol, CI 19140, Limonene, Citronellol

5. Sole do kąpieli. Wybaczcie, ale nie podam składu, bo nie mam już ani jednej saszetki na stanie. Skład jest niezły, nie żeby powalający. Ale ja mam słabości do produktów do kąpieli :)

Wodny Smok

$
0
0


Bardzo lubię poznawać inne kultury. I pewnie nie będę bardzo oryginalna kiedy napisze, że azjatycka uwodzi mnie najbardziej - to pewnie przez Bruce Lee. Naoglądałam się w dzieciństwie filmów karate i zostało mi do dzisiaj :) . Nie karate, ale filmy azjatyckie i podobne historie. Tak wiec będąc sobie w jakimś saloniku prasowym katem oka wychwyciłam książkę w cenie 5,99zł (jak widać mistrzyni okazji ze mnie :) ). Na całe moje szczęście zajrzałam do środka (smok z okładki dość idiotycznie wygląda w porównaniu z zawartością) i przepadłam.

Z okładki krzyczą, że to klasyka chińskiej literatury - pewnie tak jest. Pierwsze co mnie ujęło to ilustracje wykonane tradycyjną chińską technika akwareli. Piękne, klimatyczne inne niż w naszych książkach.


W domu przyszedł czas na tekst. Prosta, zrozumiała historia. To jedna z nielicznych książek, przy której Rycerz nie zasnął (podczas czytania na dobranoc) i na dokładkę cały czas zadawał pytania.


Historia Ah Bao tak spodobała się Rycerzowi, że każe sobie ją czytać codziennie. Codziennie też ma nowe pytania :). A dodatkowy tekst w języku chińskim tak mu się podobał, że od kilku dni "kaligrafuje te znaczki".


Na chwilę obecną to jedna z najulubieńszych książek.jedyne co mnie drażni w tej książce, zresztą we wszystkich książkach, a najbardziej tych dla dzieci to papierowa obwoluta. Nie rozumiem tej idei. Wyślizguje się to z rąk, przed czytaniem w łóżku i tak trzeba ja zdjąć, dziecko ma problemy z jej opanowaniem no bez sensu. 

Tekst i ilustracje: Li Jian
Wydawnictwo: Olesiejuk

Iwostin Perfectin Profesjonalny Peeling Na Noc czyli kwasy level UP

$
0
0
Wspomniałam o tym peelingu w ulubieńcach minionego roku. Pogoda sprzyja "kwaszeniu" wiec wykorzystuję każdy dzień, dziś po raz ostatni zaaplikuje ten peeling - butelka jest pusta :) Dokładna nazwa tego kosmetyku brzmi Iwostin, Perfectin Lucidin, Profesjonalny peeling na noc do skóry z przebarwieniami.

Producent pisze 
Iwostin Perfectin Lucidin profesjonalny peeling na noc widocznie oczyszcza oraz wygładza cerę. Zapobiega tworzeniu się przebarwień, ujednolica koloryt. Peeling jest jednym z dermokosmetyków stworzonych specjalnie z myślą o skórze dotkniętej przebarwieniami. Zawiera kwas glikolowy pochodzenia naturalnego, który ułatwia wchłanianie innych składników. Dermawhite stanowi kompozycję takich substancji jak: kwas ferulowy, glukonowy i cytrynowy. Dzięki nim ogranicza wielkość rumienia i wykazuje właściwości depigmentacyjne oraz zmniejsza aktywność melanocytów nadmiernie produkujących barwnik skóry, co przyczynia się do powstawania przebarwień. Delikatnie złuszcza skórę, usuwając martwy naskórek. Melavoid rozjaśnienia przebarwienia dzięki zatrzymaniu produkcji i aktywności tyrozynazy. Po zastosowaniu kosmetyku skóra jest nie tylko jedwabiście gładka, ale również charakteryzuje się jednolitym kolorytem, bez przebarwień. Stosować miejscowo codziennie przez 3-4 tygodnie, a potem 1-2 razy w tygodniu. pH 3,5. Składniki aktywne: kwas glikolowy 12%, Melavoid, Dermawhite™.

Skład:Aqua, Glycolic Acid, Metylpropanediol,Propanediol, Glycerin, Betaine Monohydrate, Mannitol, Sodium Gluconate, Citric Acid, Sodium Citrate, Waltheria Indica Leaf Extract, Dextrin, Ferulic Acid, Hydroxyethylcellulose, Boerhavia Diffusa Root Extract, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide 
 
Jeden z fajniejszych składów jakie widziałam w kosmetykach do złuszczania ogólne dostępnych. Cena patrząc po konkurencji też całkiem niezła około 45zł.

Aplikuje się do oczywiście tylko na noc, w dzień stosujemy filtry przeciwsłoneczne. Świetne działanie rozjaśniające i wygładzające. Stosowałam codziennie przez jakieś 4 tygodnie. Minimalnie oczyścił mi skórę. Odstawiłam w tym czasie acnederm bo chciałam właśnie sprawdzić owe działanie oczyszczające.

Peeling ma oleistą konsystencję i nie wchłania się całkowicie. Po nałożenie zostawia na twarzy taką lepką warstwę - taka specyfika kosmetyku.

Mam jednak jedno zastrzeżenie. peeling jest w szklanej butelce z pipetką.


Po pierwszym zachwycie - o łaaaa jakie to higieniczne, człowiek musi jej użyć i już tak bardzo mu się nie podoba. Po pierwsze jak widać na zdjęciu pipeta ma taki przycisk do "pompowania" fatalnie się go używa. Im mniej kosmetyku tym gorzej jest go naciągnąć, ma zbyt gęsta konsystencję. Ostatki wydobywamy wylewając na rękę.I w sumie to jedyny minus jaki widzę w tym kosmetyku.

Z tej serii Iwostin Perfectin są jeszcze dwa produkty, których składy są również ciekawe i godne polecenia jednak dla mnie są zbyt łagodne.

Domowe kąpiele solankowe

$
0
0

Kto mnie zna te wie, że od jakiegoś czasu nieustannie poszukuję naturalnych środków walki z przeziębieniem. Teraz w zasadzie zaczynam poszukiwać naturalnych środków wzmacniających odporność.  Po tygodniu w przedszkolu Rycerz znowu pokasłuje <kiszka>.

Od pięciu dni kąpię Rycerza w solance termalnej jodowo-bromowej. Początkowo sama miałam w planach moczy swoje szynki w tym wynalazku, ale po przeczytaniu o jej właściwościach zdecydowałam, że to Rycerz będzie się moczył.

Właściwości to:
- wzmacjnia odporność dzieci i dorosłych
- oczyszcza drogi oddechowe
- wzmacnia układ krażenia
- ułatwia usuwanie toksyn ze skóry oraz wchłanianie mikroelementów
- nawilża skórę
- opóźnia procesy starzenia 
- ułatwia odchudzanie
- pomaga pozbyć się cellulitu i trądziku
- relaksuje

Kąpiel trwa 15-20 minut, solanki wlewam około 100ml i po myciu nie opłukuje już Rycerza. Zapach solanki czuć w całej łazience więc i ja przy okazji się inhaluję :) .

Faktycznie u Rycerza katar ma mniejszą siłę "rażenia", kaszel już nie taki natarczywy z odpornością nie mam pojęcia jak to jest nie da się tego zauważyć.

Solankę mam stąd KLIK

Mycie włosów odżywkami

$
0
0


Zmieniałam fryzurę, zmieniła się pora roku i zmieniła się moja pielęgnacja włosów. Krótkich włosów nie da się za bardzo oszukać suchym szamponem - niestety :/ . Moje mycie odżywkami zaczęło się przez przypadek - podczas mycia głowy pomyliłam butelki z odżywką i szmponem. "Szampon" jakoś mniej się pienił, ale spieszyłam się i nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero wieczorem zorientowałam się co zrobiłam. Wtedy to też przypomniało mi się, że gdzieś już czytałam o myciu odżywkami.
Zaczęłam więc drążyć temat.

Nie powiem, żebym nie obawiała się mycia odżywką. Wydawało mi się, że włosy będą się bardziej przetłuszczać, że będą oklapnięte itp... Miałam szczęście, że dość szybko trafiłam na "swoją" odżywkę. Zalezienie odpowiedniego produktu do mycia z jednej srtony nie jest w sumie trudne, ale z drugiej strony dobranie go dla siebie może chwilę potrwać.

Po pierwsze odżywka musi zawierać wysoko w skłądzie któryś ze składników takich jak:
Behentrimonium Chloride, 
Cetrimonium Chloride, 
Benzalkonium Chloride, 
Tallowtrimonium Chloride, 
Tricetyldimonium Chloride, 
Methosulfates.

To substancje powierzchniowo czynne, które sprawiają, że odżywka się "pieni" i można nią oczyścić włosy.

Po drugie to czego nie powinno być w odżywce 

Parafin/olei mineralnych
Olei naturalnych wysoko w składzie
Protein w dużej ilości 
Silikonów, no chyba, że to "łagodne" silikony, kótre można zmyć wodą, a i te nie powinny być wysoko w składzie.

Im krótszy skład tym oczywiście lepiej.

Fakt, że nie używamy kilku produktów podczas mycia i nakładania odżywki niewątpliwe oszczędza czas, choć też nie do końca bo odżywka na głowie musi być choć kilka minut. Z oszczędzaniem pieniedzy też jest różnie, odżywki schodzi do tego mycia całkiem sporo nawet przy krótkich włosach i do spłukania odżywki też niemało wody leci :) .
Zaletą jest nienaruszanie płaszcza lipidowego skóry głowy co zapobiega przetłuszczaniu jaki i wyszuszaniu.
Włosy dobrze się roczesują, są mniej podatne na zniszczenia podczas stylizacji - nie muszę juz nakłądać silikonów na końcówki.
Wiem, że włosy kręcone się nie puszą i  mają ładnie podkreślony skręt włosa.

Jedna ważna uwaga w moim przypadku raz na dwa tygodnie, zresztą podobnie jak przy łagodnych szamponach, koniecznie jest umycie głowy szamponem z silnym detergentem - czyli takie gruntowne oczyszczenie skóry głowy. Jeżeli tego nie zrobię, moje włosy robią się matowe i przetłuszczone przy skórze. 

Najczęściej polecane przez dziewczyny które stosują tą metodę odżwki to:
- Balsamy Mrs. Potters
- Odżywki bez silikonów Joanna Natura
- Odżywka Gloria
- Garnier Avocado&Karite

U mnie sprawdziły się odżywki:
Garnier Fructis Color Resist
Odżywki Babuszki Agafii
Biovax maseczka kreatyna i jedwab
Biovax maseczka odbudowa osłabionych włosów 


Opieka zdrowotna - miało być lepiej

$
0
0


Dziecko moje było na tyle łaskawe, że przez trzy lata nie chorowało praktycznie wcale.Nawet jak poszedł do przedszkola nie od razu postanowił chorować. Niestety kiedy się zaczęło tak leci - tydzień/dwa tygodnie w przedszkolu, tydzień w domu. Niestey problemem jest dostanie się do własnego lekarza. Nie mówię już o sytuacji kiedy dziecko zaczyna coś brać w weekend. O pomocy weekendowej chyba powinien powstać całkiem osobny post.

Cała seria nieszczęść zaczęła się w jakiś jesienny weekend. Dziecko dostało gorączki i zaczęło skarżyć się na ból gardła. W obawie, że rozwinię się coś paskudnego pojechaliśmy na "świąteczną pomoc".Oczywiście pediatry bark, wszak wszyscy wiedzą, że dzieci to mali ludzie więc cóż to takiego trudnego zdiagnozować trzylatka. No i wszyło, że Rycerz ma anginę. Pierwszy raz z antybiotykiem zaliczony. Szczęście, że lekarka choć dobrze dawkę dobrała, bo każąc nam wybrać antybiotyk do końca nie pomyślała, że będzie to trawać MIESIĄC.

U pediatry dostałam ocharzan, że bez potrzeby tak szybko poleciałam do lekarza - miałam czekać, aż się coś wykluje.

Chwila spokoju i Rycerz zaczyna kaszleć. Odczekałam dwa dni i poszłam do pediatry. Okazało się, że nasz lekarz został odelegowany na inną placówkę, wieć idę do tego co jest. Lekarka osłuchała Rycerza, stwierdziła przeziębienie i zaleciła szeroko reklamowane środki. Po trzech dniach nastąpił spokój, po kolejnych dwóch nawrót kaszlu. W końcu trafiliśmy do własnego pediatry. Diagnoza, zapalenie oskrzeli i antybiotyk.

Po tygodniu, jadna z mam postanowiał przyproawadzić do przedszkola dziecko, które wymiotowało całą noc "bo ona tak bardzo lubi chodzi do przedszkola" i następnej nocy Rycerz postanowił pójść w ślady koleżanki z przedszkola. Traf chciał, że była to sobota. Nauczona doświdczeniem postanowiałm iść do jedynego szpitala dziecięcego w mieście sądząc, że tam jakiś dyżur będzie.
Nic bardziej mylnego, "nie mamy izby przyjęć, a tu można przyjść tylko ze skierowaniem do szpitala". Na pytanie co mam robić, polecono mi czekać pod gabinetem i liczyć na cud, że pediatra łaskaiwem nas przyjmnie. Nie czekałabym gdyby nie właczyłą się biegunka.
Szczęście lekarz się zlitował i przyjął nas po prawie dwóch godzinach czekania.

Minęły kolejne dwa tygodnie i Rycerz znowu zaczął kaszleć. Nie czekałam, sprawdziłam czy jest 'nasz" lekarz i kiedy przyjmuje i poszłam na wizytę. Stwierdzono zwykły kaszel. Dystałam syropy i po trzech dniach było po. Nie minął tydzień i znowu pokasływnie o sobie przypomniało, tyle że tylko w nocy. Na wizycie lekarka stwierdziła że to nic takiego. Po weekendzie Rycerz poszedł do przedszkola. I go "rozebrało".

Poleciałam po dziecko, a następnie do przychodni. O godzinie 14.20 nie było już żadnego pediatry! Wysłano nas na drugi koniec miasta do innej przychodni. Lekarka o brudnych paznokciach stwierdziła, że:
- jesteśmy złymi rodzicami, gdyż pokaszlujące dziecko puściliśmy do przedszkola,
- nasze lekarka jest głupia
- ja jestem niespełna rozum bo nie zanotowałam jaki antygiotyk Rycerz brał poprzedno - cóż wydawało mi się, że jest system informatyczny wprowadzon, ale jak wiedać mylę się. Nie wzięłam pod uwagę, że nie każdy umie komputery obsługiwać.

Teraz rozglądam się za prywatnym lekarzem pediatrą.




Królewna w koronie

$
0
0
Do tej książki podchodziłam trochę jak do jeża. Oczarowała mnie ilustracja z okładki, a z drugiej strony wiecie chłopak i księżniczkowe tematy. Koniec końców książka wylądowała w koszyku - z myślą że jak coś to powędruje do jakieś znajomej dziewczynki lub do biblioteki.

Nigdy tak bardzo nie cieszyłam się, że uległam instynktowi. W książce po pierwsze są dwie bajki i to każda świetna.


Pierwsza o księżniczce i czarownicy fantastycznie pozytywna i na dokładkę z pięknym morałem. 


Druga bajka o przedziwnym, łagodnym potworze który zjada obłoki. Świetna i śmieszna opowieść.


I do tego wszystkiego świetne ilustracje Marii Ekier byłoby cudownie mieć jakieś jej ilustracje na ścianach :)

Polecam z całego serca tym bardziej, że cena 8zł (przecenione z 25zł) jest bardzo, bardzo przyjemna o TU

Tekast: Maria Ewa Letki
Ilustracje: Maria Ekier
Wydawnictwo: Ezop

Olivenol czyli oliwki pod oczy

$
0
0

Od dawien dawna z oliwą z oliwek mi nie pod drodze. W kuchni mi śmierdzi, a skórę mi zapycha. Poszukując kremu pod oczy na zimę - tak na zimę zmieniam krem pod oczy - stwierdziłam, że zaryzykuję z tym kremem.
Skusił mnie głównie skład

 Skład: Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Olea Europaea Oil, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Polyisobutene, Panthenol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Hydrolized Milk Protein, Tocopheryl Acetate, Caprylyl Glycol, Rhodiola Rosea Root Extract, Pentylene Glycol, Caffeine, Salicyloyl Phytosphingosine, Alcohol, Lecithin, Escin, Fucoidan, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Capryl Glucoside, Potassium Phosphate, Citric Acid

Spora ilość dobrych składników, zero parabenów, zapachów, barwników czy olei mineralnych. Konserwantem jest alkohol i witamina E dlatego też krem należy zużyć w ciągu sześciu miesięcy od otwarcia.

Krem jest dość gęsty, a przy tym nie obciąża skóry pod oczami. Bardzo szybko się wchłania i bardzo dobrze współpracuje z makijażem. Bardzo, bardzo dobrze nawilża i natłuszcza. Lekko likwiduje opuchliznę i delikatnie napina skórę. Świetny krem na zimową porę i jeden z fajniejszych jakie miałam.

Krem nadaje się dla kobiet w ciąży :)

Krem mam stąd KLIK

Zanim sięgniesz po emolienty

$
0
0
 

Z ilości wiadomości jakie dostaję, z informacji jakie czytam na forach dla mam odnoszę nieodparte wrażenie, że co drugie dziecko ma AZS - ostanie badania o jakie czytałam wskazywały 24%. Każda plamka, każda krosta, każdy suchy placek skóry jest "diagnozowany" jako AZS - najczęściej "łagodny", "początkowy" itp... Nie wiem na ile diagnoza pochodzi od rodziców, a na kiedy od lekarzy. Oczywiście zaraz po takiej diagnozie leci się do apteki i kupuje wszystko co poleci pani farmaceutka. Pod dwóch nieudanych próbach z kosmetykami, leci się w sieć i grzebie po forach co jeszcze można kupić. Wydajcie kupę kasy na kosmetyki nie próbując jednocześnie wyeliminować ewentualnego alergenu.

To cholerne AZS jest taką wielką modą, że mam wrażenie że matki które jeszcze nie urodziły zaopatrując się w kosmetyki na atopowe zapalenia skóry liczą, że  może i im ten cud się trafi. Wierzcie mi każda matka której dziecko choruje na PRAWDZIWE AZS oddałaby całą kasę jaką ma, żeby tego dziadostwa się pozbyć.

Zanim zdiagnozujecie AZS zastanówcie się co zmieniło się w żywieniu, pielęgnacji czy nawet w ubraniach waszego dziecka.

Rycerz uwielbia truskawki. Może je jeść tonami. W zeszłym roku na wiosnę zaczęły pojawiać się na jego nogach suche placki i zaczerwienie skóry. Pojawiły się w poniedziałek, wieczorem wykąpałam go jak zawsze i posmarowałam zaczerwienie zwykłym kremem. We wtorek rano po plackach nie było prawie śladu, całkowicie zniknęły w środę. Cały czas prowadziłam dzienniczek co też Rycerz jadł, co robił i w co go ubierałam. Pojechał do dziadków w niedzielę na cały dzień. W poniedziałek wieczorem znowu pojawiły się placki. I znowu jak tydzień wcześniej tyle, że dopiero w środę wieczorem po suchości nie było śladu. Poprosiłam dziadków o zanotowanie co też u nich jadł.  Okazało się, że jadł truskawki. Po wyeliminowaniu truskawek suche placki nie pojawiły się już nigdy. Latem jadł krajowe truskawki i nic mu nie było. Wiec wiosennym pompowanym truskawką mówimy stanowcze nie  - na szczęście dziadki to rozsądni ludzie.

Dziecko znajomej po kazdym spacerze zimowym (niemowlę), wracało czerwone na całym ciele. Wieczorem zaś skóra robiła się sucha. Co ciekawe nie działo się to po kazdym spacerze. Znajoma poszła do lekarza kiedy objawy się nasiliły - diagnoza AZS oczywiście. Szczęście znajoma jest rozsądna i zaczęła notować co robi. Po dokładnym śledztwie okazało się, że dziecko "uczula" pajacyk zrobiony przez babcię na drutach - z domieszką wełny.

Koleżanki dziecko (dwulatek) cierpiało na "przewlekłą ciemieniuchę". Stosowała wszystkie możliwe metody walki z ciemieniuchą i nic. Po jakimś czasie zaczęły pojawiać się u jej dziecka suche plamy na ciele.  No to do lekarza. Szczęście w nieszczęściu trafił się rozsądny pediatra po wysłuchaniu objawów kazał wyeliminować przetwory mleczne i zniknęła zarówno ciemieniuch jak i AZS. Przy ponownym wprowadzaniu przetworów okazało się i to bardzo ciekawe, że "uczulenie" wraca tylko przy przetworach jednego producenta. 

Zanim zaczniecie leczyć AZS i "przykrywać" prawdziwą przyczynę poobserwujcie dziecko. Matki karmiące piersią zwróćcie uwagę co jecie. To, że już od dawna jesz wszystko i dziecku nic nie było nic nie znaczy - wierzcie mi.

Wiem wiem zaraz mi ktoś napisze, że AZS to właśnie uczulenie, nietolerancja białka itp... - cóż teoretycznie to prawda, ale ta nazwa pochodzi z tak zamierzchłych czasów (kiedy w zasadzie znano tylko jedną formę alergii), że obecnie używanie tego terminu do każdego wyprysku jest zwyczajnie moim zdaniem ignorancją. Do terminu AZS można wrzucić całą masę objawów i chorób również współtowarzyszących co nie zmienia faktu, że to nie musi być AZS, a stosowanie może po prostu "przykryć chorobę".

EDIT:
Po komentarzu Ani tak jeszcze przyszło mi do głowy co można uzyskać stosując emolienty bez potrzeby.

Jak można sobie zafałszować obraz np. alergii, jeżeli już od samego początku stosujesz emolienty bez potrzeby, cały czas podając alergen. Suche placki nie pokazują się wszak na skórze masz cały czas oleje mineralne tworzące warstwę okluzyjną. Ale do czasu. Pewnego dnia BUM! Obrzuca dziecko w placki, rany, świąd itp... Lekarz od razu stwierdza AZS wszak klasyczna postać jak z podręcznika, zwykłe emolienty już nie pomagają, lecą maści ze sterydami, a to "zwykła alergia pokarmowa" na przykład na cytrusy." 


Kupowanie Polskich marek dzieciom

$
0
0

Niedawno zrobiło się głośno o zagranicznych blogerkach modowych, które pojechały do chyba azjatyckich szwalni zobaczyć jak powstają ich ukochane ciuchy. Oczywiście wszystkie wpadły w depresję, a łzy lały się strumieniami.

Natychmiast pojawiły się artykuły o tym, że nie należy wspierać tych zagranicznych wyłudzaczy i zacząć kupować od polskich producentów (oczywiście wiadomo nie od dziś, że nasi nie wyłudzają, a szwaczki opływają w luksusy). Otóż bardzo chętnie bym to czyniła i wspierała swą gotówką polskich projektantów i producentów tylko nie za taką kasę jakiej chcą.

Nie jest to żaden przytyk. Nie zamierzam nikomu w portfel zaglądać itp... Po prostu każdy ma inne priorytety. O ile mogę na książkę wydać sto złotych o tyle na spodnie czy bluzę dla trzyletniego dziecka nigdy! Dla mnie to po prostu wywalenie kasy w błoto.

Po drugie może i bym wydała, może i bym się skusiła na tą odrobinę luksusu :) gdyby wszystko nie wyglądało tak samo. Kiedyś królowały pastelowe róże i błękity, dziś dresowe szarość, obniżone kroki, workowate bluzy. I niby dzieciaki wyglądają inaczej, a jednak całkiem podobnie.

W książkach dla dzieci też zaczyna panować coraz dziwniejszy "klimat". Oryginalność zaczyna prowadzić do coraz większego absurdu trudnego do zrozumienia nawet dla dorosłych. W marketach za to króluje totalny infantylizm wydrukowany w Chinach przez polskich wydawców.

Więc cóż wspieram jak mogę, tylko może ktoś by zechciał mi pomóc, abym miała co wspierać.

Porządki na blogu

$
0
0

Nieustanny zalew pytań i sugestii sprawia, że nie mam czasu na ogarnięcie bloga. A chciałabym, chciałabym w końcu zaktualizować analizy i zająć się nowymi, usprawnić system komentarzy i wiele, wiele innych... Nie mam na to czasu. 

Niekorzystanie z wyszukiwarki, nieczytanie komentarzy pod postami i nie podawanie nazw kosmetyków jest nagminne. Informacja że ... analizuję tylko kosmetyki przeznaczone dla kobiet w ciąży i dla dzieci jest ignorowana i zalewa mnie potok pytań "Hej wpadłam tu przypadkiem czy ten szampon jest dobry?". O ile stałym czytelniczkom służę pomocą o tyle tym z przypadku nie mam zamiaru.

Więc każde pytanie o kosmetyk nie leżący na półce pt. "dla mam czy dla dzieci" nie będzie od dziś publikowane na tym blogu. Są posty na temat szkodliwych (moim zdaniem) składników o TU weź sobie kosmetyk do ręki i sprawdź.

Pytania pt. "Co sądzisz o kosmetykach firmy XYZ" lub "Co są sądzisz o kremie XX ?" bez podania składu, nawet jeżeli są to kosmetyki dla mam lub dzieci, też będą ignorowane. Nie znam  składów wszystkich kosmetyków, nie jestem wróżką, ani jasnowidzem. Jeżeli zaś, ktoś myśli że to ja będę szukać składu w sieci czy latać po drogeriach (bo i takie sugestie padały) to musiał upaść na głowę, a skoro tak to szkoda na niego mojego cennego czasu.

Sugestie o aktualizacje postów są nie na miejscu. Na argumenty "dziewczyny wchodzą tylko pod konkretne linki" mogę tylko odpowiedzieć "kto tylko raz tu przychodzi sam sobie szkodzi". To co robię robię dla stałych czytelników, a nie dla przypadkowych ktosiów dla których jestem tylko maszynką do analizowania.

Nie prowadzę bloga z wykładami z chemii. I nie będę wszystkim razem i każdemu z osobna objaśniać mechanizmu szkodliwości jakiś substancji. Nie będę podejmować "dyskusji" z linkami z innych blogów, portali, gazet, metodami lekarzy itp...


Po raz tysięczny informuję, że nie będę polecała żadnych konkretnych produktów. Po raz tysięczny powtarzam, że nie znam wszystkich kosmetyków wszystkich firm i nie jestem w stanie polecić, żadnej "PEWNEJ" bo takiej nie znam. Nawet jakbym znała to i tak pewnie bym nie poleciła.

Nie będę udzielała "rozgrzeszenia" bo ja chcę coś użyć raz, a to ma ten lub inny składnik. Chcesz twoja sprawa mnie nic do tego.

Jeżeli piszesz do mnie wiadomość podając skład kosmetyku i spodziewasz się, że każdy składnik Ci opiszę to nie pisz wcale. Napisze tylko, czy jest ok i tyle.
Jeżeli piszę, że coś jest ok, a Ty wygrzebałaś w sieci informację, że jakiś składnik nie jest ok, to nie pisz do mnie"bo tam pisze", "no chyba jednak nie jest ok, bo..." nie obchodzi mnie to co gdzieś znalazłaś, a skoro wiesz lepiej to po co pytasz.


Czytam wszystkie maile  i komentarze (chyba, ze coś przez przypadek skasuję) niestety te idiotycznie też. I na te drugie tracę mój czas. Na całe moje szczęście poza mailami bezsensownymi dostaję sensowne, a czasami nawet bezinteresowne, od ktoś kto chciał napisać mi coś miłego.

Za te wszystkie miłe słowa, bardzo bardzo Wam dziękuję. To one upewnianą mnie w tym, że to co robię ma sens.   





Viewing all 2361 articles
Browse latest View live