Nie wiem czy nie za późno podaję Wam przepis na ten krem. Musiałam go jednak przetestować, żeby mieć pewność, że jest Ok. Kiedy miałam go testować jak nie zimą. Formuł było kilka w końcu udało mi się uzyskać taką, która mi najbardziej odpowiada. Tłustą, a jednocześnie lekką, mocno pielęgnującą i chroniącą.
Krem składa się tylko z trzech składników.
1. Masło shea
2. Bezwodna lanolina
3. Olej Inca Inchi
4 łyżki masła
1 niepełna łyżka lanoliny
1 łyżka oleju
Masło i lanolinę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Kiedy mieszanka przestygnie dodajemy olej. Mieszamy, przelewany do pojemnika i wstawiamy do lodówki żeby krem stężał. Ja rozlewam do mniejszych pojemników.
Powinna się jeszcze wytłumaczyć czemu użyłam oleju Inca Inchi. To dość mało znany olej, pewnie za jakiś czas będzie o nim głośniej bo ma świetne właściwości.
1. Polecany jest pod oczy - więc nie ma obaw, że podrażni te wrażliwe strefy
2. Uzupełnia i wzmacnia barierę lipidową skóry - u atopoków też się sprawdzi.
3. Działa łagodząco na wsypki, alergie, podrażnienia skóry, czy zmiany zapalne - nawet na uszkodzonej skórze nie zrobi kuku.
Wybrałam go również z tego powodu, że może używać go każdy więc nie będzie zmarnowany. Wystarczy dodać kilka 2-3 krople do kremu pod oczy i już mamy mocno podkręcony krem.
Krem który tu ukręciłam można stosować również jako maseczkę pod oczy.
Krem ma ważność 2-3 miesięcy. Teoretycznie więcej, ale jak już pisałam na Fb nie ma co szafować terminami.
Nie wiem czy ten olej jest dostępny stacjonarnie. Prawda jest taka, że od dłuższego czasu zakupy robię głównie przez internet nie mam za bardzo czasu na chodzenie po drogeriach.
Olej możecie na stronie producenta czyli TUTAJ