Ani ja, ani Rycerz nie przepadaliśmy za wózkiem. Niby wygoda, bo jak na zakupy człowiek pędził to upakował pod wózkiem pół sklepu i jechał w świat. Gorzej było jak już człowiek pod blok podjechał i zorientował się, że poza dziecięciem ma wtaszczyć wózek i tonę zakupów.
O moich perypetiach wózkowy już pisałam wielokrotnie, ale nigdy nie żałowałam, że wybraliśmy właśnie ten wózek a nie inny. Nie grzeszy urodą, ale nie dla mnie lansy balansy na wózek.
Z gondoli zrezygnowaliśmy już wiosną, Rycerz miał około ośmiu/dziewięciu miesięcy. Spacerówka była objawieniem , brzydka bo brzydka, toporna, ale za to lżejsza od gondoli o kilka kilogramów.
Wyprawy do sklepów nadal były wielką przyjemnością i nierzadko człowiek zapakował kilka kilo więcej niż producent przewidział.
Niestety wyprawy niezakupowe, głównie komunikacją miejską to była mordęga.
Wymyśliłam, że kupimy wózek tzw. parasolkę. Głupota nad głupotami w naszym przypadku. Niewygodna, ciasna, z denną amortyzacją (czy raczej jej brakiem) doprowadzała mnie do szału. I co tu mówić po miesiącu powiedziałam basta! wózek poszedł w kąt.
Rycerz miał rok i pięć miesięcy kidy pierwszy raz wybraliśmy się na dłuższą wyprawę bez wózka. I to był strzał w dziesiątkę. Od tej pory "duża" spacerówka była w użyciu tylko w czasie zakupów. Naturalnym tokiem po kilku miesiącach zrezygnowaliśmy z wózka całkowicie. Ostatni raz wózek był w użyciu gdy Rycerz miał dwa lata i miesiąc.
Jedyny żal jaki po mam po wózku to zakupy, które teraz muszę taszczyć w rękach.
A wy jak długo korzystaliście z wózków?