Rok temu pisałam Wam, że filtry, a w zasadzie cała marka Neutrea BioTech jest moim odkryciem o TUTAJ. Ponieważ wtedy sporo osób zaczęło pytać o kolory tych filtrów, bo tak są barwione i to jak wygląda noszenie ich itp... postanowiłam o nich napisać "dokładniej". Prawda jest tak, że pytaliście nie tylko o te filtry dlatego w tym roku pojawiają się "indywidualne" wpisy o filtrach, które stosuję ja lub moje dzieciaki.
Kremy są dość lekkie jak na filtry. Mają śmietankową konsystencję, rozprowadzają się po skórze z jednej strony z dobrym poślizgiem, z drugiej strony trzeba to robić dość szybko bo zastygają. W tych trzech egzemplarzach nie miałam grudek jak w wersjach rok temu. Widać producent poprawił recepturę i testowane kremy w odróżnieniu od tych zeszłorocznych mają gładką jednorodną konsystencję bez grudek. Kremy zostawią na skórze wyczuwalną warstwę, jest ona lekko tłusta, wilgotna, lepka, ale daje się ona znakomicie zmatowić pudrem. Nałożone grubszą warstwą są wyczuwalne, ale noszą się komfortowo cały dzień. Nie wysuszają skóry i nie ma się pod koniec dnia wrażenia, że skóra jest umęczona. Bardzo je za to lubię.
Filtry zastygają, dlatego daje się na nich zrobić makijaż.
Wersje kolorowe ładnie wyrównują koloryt, powiedziałabym że to takie kremy koloryzujące. Drobne niedoskonałości też potrafią przykryć.
Teoretycznie każdy ma kolor, ale w praktyce widoczny kolor, no przynajmniej u mnie dają wersje sand i beige.
Wersja nude niby w kolorze u mnie całkowicie znika. Wyrównania koloru nie widzę, no może bardzo niewielkie kiedy nałożę grubą warstwą. Kolor sam w sobie jest drobinę różowawy.
Co do odcieni sand i beige. To, jak pisałam dają niewielkie krycie przy jednej warstwie, oczywiście im grubiej się je nałoży tym krycie większe. Oba kolory są beżowe, ale sand to ciepły beż z żółtymi tonami a beige jest w tonacji chłodnej z różowymi tonami i jest ciemniejszy, a po roztarciu daje efekt lekko opalonej skóry.
Wersja sand i nude na teraz jest dla mnie w sam raz, wersja beige sprawdza się kiedy "opalę" się samoopalaczem. To już drugi sezon kiedy będę używać tych filtrów, a to coś już znaczy :).
Prawda też jest taka, że filtrów barwionych w kolorach, które by mi odpowiadały jest bardzo niewiele na rynku. Takich barwionych do których składów nie miałabym żadnych zastrzeżeń, a które są filtrami chemicznymi jest jeszcze mniej.
To są filtry o fajnych cenach i fajnych składach.
Polecam gorąco.
Neutrea BioTech, UV Protector SPF 50+
Ponieważ kremy te różnią się tylko kolorem pozwolę sobie opisać je razem, a kolory zobaczycie na zdjęciach :).Kremy są dość lekkie jak na filtry. Mają śmietankową konsystencję, rozprowadzają się po skórze z jednej strony z dobrym poślizgiem, z drugiej strony trzeba to robić dość szybko bo zastygają. W tych trzech egzemplarzach nie miałam grudek jak w wersjach rok temu. Widać producent poprawił recepturę i testowane kremy w odróżnieniu od tych zeszłorocznych mają gładką jednorodną konsystencję bez grudek. Kremy zostawią na skórze wyczuwalną warstwę, jest ona lekko tłusta, wilgotna, lepka, ale daje się ona znakomicie zmatowić pudrem. Nałożone grubszą warstwą są wyczuwalne, ale noszą się komfortowo cały dzień. Nie wysuszają skóry i nie ma się pod koniec dnia wrażenia, że skóra jest umęczona. Bardzo je za to lubię.
Filtry zastygają, dlatego daje się na nich zrobić makijaż.
Wersje kolorowe ładnie wyrównują koloryt, powiedziałabym że to takie kremy koloryzujące. Drobne niedoskonałości też potrafią przykryć.
Teoretycznie każdy ma kolor, ale w praktyce widoczny kolor, no przynajmniej u mnie dają wersje sand i beige.
Wersja nude niby w kolorze u mnie całkowicie znika. Wyrównania koloru nie widzę, no może bardzo niewielkie kiedy nałożę grubą warstwą. Kolor sam w sobie jest drobinę różowawy.
Co do odcieni sand i beige. To, jak pisałam dają niewielkie krycie przy jednej warstwie, oczywiście im grubiej się je nałoży tym krycie większe. Oba kolory są beżowe, ale sand to ciepły beż z żółtymi tonami a beige jest w tonacji chłodnej z różowymi tonami i jest ciemniejszy, a po roztarciu daje efekt lekko opalonej skóry.
Wersja sand i nude na teraz jest dla mnie w sam raz, wersja beige sprawdza się kiedy "opalę" się samoopalaczem. To już drugi sezon kiedy będę używać tych filtrów, a to coś już znaczy :).
Prawda też jest taka, że filtrów barwionych w kolorach, które by mi odpowiadały jest bardzo niewiele na rynku. Takich barwionych do których składów nie miałabym żadnych zastrzeżeń, a które są filtrami chemicznymi jest jeszcze mniej.
To są filtry o fajnych cenach i fajnych składach.
Polecam gorąco.
Filtry do kupienia TUTAJ