Wiem wiem, że dziś piątek, ale ... duma z dziecka mego nie dopuszcza do głosu rozumu i dziś o kosmetykach nie będzie. Będę się chwalić jakiego mam dorosłego chłopaka w domu :)
Kopiliśmy rower biegowy. No już jakiś czas temu. Ile było szukania tegoż roweru szkoda słów. Najpierw chciałam rower drewniany, no ale jak zobaczyłam, że większość rodziców kupuje "drewniaki" zrezygnowałam. Pojechaliśmy z Dumnym Ojcem do sklepu sportowego o nazwie Decathlon wraz z dziecięciem, co by go przymierzyć do rowerów. Do wyboru był rower JEDEN! phi... w dwóch wersjach kolorystycznych majtkowy róż i majtkowy błękit. No sorry moje poczucie estetyki zawyło. Po podglądam co mają inne mamy i wybór padł na firmę Kettler znaną mi głównie z siłowni (aż dziw, że jeszcze pamiętam tak dawno tam byłam).
Znowu zauważyłam, że większość ma ten rower w kolorze czerwonym - cóż ja chciałam inny i znalazłam zielony (ach kocham zieleń) nie nie mogłam się powstrzymać.
Rower przyszedł i ... okazało się, że młodemu brakuje 2-3 centymetrów co by wygodnie mógł na rowerze jeździć. Dwukołowiec więc stał sobie dumnie w pokoju i czekała cierpliwie. Mały Rycerz co czas jakiś podchodził do niego i przemawiała czule "jak bede duży to kupimy kask i bede jechać" :).
I nastał ten dzień - jak stał się większy.
I kask kupiliśmy, i na rower poszliśmy i w parku jeździliśmy - ekhm, ekhm to znaczy dzieć jechał, a matka szła z dumnie podniesioną głową obok i nadziwić się nie mogła, że to dziecko obok to jej pierworodny, który jeszcze niedawno był tyci tyci.
Jak się Rycerz zmęczył na ławce przysiadł, rower zaparkował i suchą bułę skonsumował popijając wodą.
I powiem wam jedno - niemowlęta są bardzo mocno przereklamowane.
Zachodzę w głowę jak by tu urodzić sobie od razu kolejnego dwulatka :P