Wielkie marzenia o kilku godzinach samotności ziściły się z dniem pierwszego września kiedy to dziecię poszło do przedszkola. Planów na ten wolny czas była cała masa. Matka miała zostać wielkim samolubem i zadbać o siebie, matka miała nadrabiać zaległości książkowe, filmowe, matka miała szyć, matka miała w końcu porządnie zająć się własną firmą, matka miała myśleć nad pokojem dla dziecka, matka miała odwiedzić okoliczne szmateksy, matka miała zając się porządkami na blogu itp...itd...
No cóż na razie matka "odgruzowuje" zamiast siebie mieszkanie, zabija w sobie wszelkie sentymenty i wywala wszystko jak leci. Matka pierze. Pierze w zasadzie co drugi dzień jak się okazuje zawsze jest coś do wyprania.
Matka wstaje rano, no już nie tak bardzo wcześnie jak kiedyś, wypija poranną kawę przy komputerze jeszcze w piżamie, a następnie rusza na obchód włości i krytycznym okiem sprawdza co jest jeszcze do posprzątania. Zerka nerwowo na zegarek odliczając godziny, minuty, sekundy do powrotu bałaganu.
Myje, pierze sprząta, odkurza, prasuje, układa, zdejmuje, zakłada. Pławi się w atmosferze czystości, zachłystuje się oparami środków czystości i marzy, że kiedyś i na nią przyjedzie pora. Jeszcze tylko trochę tu posprząta. Jeszcze tylko mały remoncik łazienki, drobniutka tycia tycia zmiana jednego z pokoi w pokój dziecka i nastanie jej czas. Czas tylko dla niej.
zdjęcie: KLIK