Mają w ofercie dwa masła do ciała: jedno nawilżające, drugie odżywczo-regenerujące. Z tej dwójki wersja odżywcza zdecydowanie skradła moje serce. I to o nim chcę dziś napisać.
beBio,Naturalne masło do ciała odżywczo-regenerujące
To produkt mocno emolientowy, jak na masło przystało. Po wodzie w składzie trójgliceryd kaprylowo - kaprynowy, masło shea, olej słonecznikowy i gliceryna odpowiadająca z nawilżenie. Po niej mamy kolejne emolienty, ale i dodano substancje odżywcze w tym przypadku witaminę E, sok aloesowy, ekstrakt z owoców amalaki czy ekstrakt z jaśminu. Tradycyjnie dla tej marki skład to praktycznie same składniki pochodzenia naturalnego.
Masło jest gęste i zbite. Pachnie jaśminem, ale nie jest to ten słodki duszący zapach. Jest to delikatna woń początkowo przypominająca kokos. Zapach nie przechodzi na ubrania i nie utrzymuje się na skórze za długo. Masło rozprowadza się na skórze bardzo przyjemnie, gładko i miękko. Zostawia wyczuwalną warstwę, nie jest ona jednak bardzo ciężka czy dusząca. Produkt ten wchłania się bardzo szybko i nie ma potrzeby czekać aż ułoży się na skórze zanim się ubierzemy. Nic się nie klei, nie ciągnie tłustą warstwą po skórze.
Masło działa otulająco. Czuć przyjemną, delikatną, gładką warstwę na skórze po jego użyciu. Bardzo dobrze natłuszcza i zmiękcza. Co prawda nie mam suchej skóry, ale zdarza mi się mieć suche łokcie i masło to znakomicie sobie radzi z takim przesuszeniem. Dwie trzy aplikacje i po kłopocie.
Zaskakująca w tym produkcie jest jego lekkość. Z jednej strony mamy faktycznie natłuszczający produkt, z drugiej nie jest to rzecz obciążająca skórę. Jak dla mnie jest to idealne cudo na zimę.
beBio, Naturalny balsam do ust
Ponieważ wszystkie te balsamy u mnie sprawdzają się bardzo podobnie pozwolę sobie napisać o nich wszystkich razem. Ewentualnie różnice oczywiście opiszę.
Podstawą w składzie jest olej rycynowy, nie jest to nic nietypowego :), następnie w balsamach mango i shea mamy olej słonecznikowy na drugim miejscu, a w wersji awokado jest olej awokado. Na trzecim miejscu następuje zamiana czyli tam gdzie było awokado mamy olej słonecznikowy, a tam gdzie olej słonecznikowy poszedł olej awokado. Czwarty składnik jest taki sam dla wszystkich wersji i jest to wosk kandelila. Po nim pojawiają się drobne zmiany w zależności od wersji mamy dla balsamu regenerującego masło Shea dla wersji mago, masło mango, a dla wersji awokado masło kakaowe. I tak naprawdę to są głównie zmiany w tych składach.
Wszystkie balsamy mają taką samą konsystencję, twardą, ale mięknącą pod wpływem ciepła skóry. Znakomicie rozprowadzają się po ustach. Zostawiają delikatną warstwę. Co dla mnie bardzo istotne nie rozlewają się poza kontur ust. Bardzo dobrze pielęgnują i chronią. Usta są miękkie, dobrze nawilżone, bez śladu suchości. Nie wiem czy to tylko mój wymysł, ale mam wrażenie, że najlepiej z tych balsamów regeneruje wersja awokado.
Balsamy te pachną, delikatnie i tylko w opakowaniu, nałożone na usta są zupełnie bez zapachu.
Ponieważ bardzo chciałam wypróbować wszystkie trzy wersje, otwarłam wszystkie opakowania. No i co tu kryć mam też inne produkty i zaczęłam się zastanawiać jak inaczej jeszcze mogę je zużyć. Wtedy przypomniał mi się jeden patent. Pomadkę z masłem shea stosuję jako odżywkę do rzęs. Czasami mnie pytacie co mogę polecić. No to właśnie daję Wam info. Kupicie sobie tylko grzebyczek/spiralkę i nią rozprowadzajcie ten kosmetyk. Po miesiącu widać efekty - rzęsy są ciemniejsze i robią się grubsze :).