Hmmm nowość od Nacomi, nowość która ma ciekawy skład i dziwną konsystencję ;) co sprawia, że do użytkowania trzeba się przyzwyczaić.
Jak widać w składzie na pierwszym hydrolat różany, następnie idzie glinka i dopiero woda. Potem mamy glicerynę, olej sacha inchi, olej marula, hydrolizowane proteiny ryżowe i wyciąg z korzenia eleuterokoka kolczastego zwanego również żeń szeniem syberyjskim. Przyznam, że z tym ostatnim składnikiem w kosmetyce spotkałam się po raz pierwszy i kiedy zaczęłam szukać o nim informacji było trochę pod górkę, bo jest często mylony z żeń szeniem azjatyckim. Nie ważne jednak. Jest to bardzo ciekawy składnik o właściwościach przewstarzeniowych, ujędrniających, rozjaśniających, uelastyczniających itp... ale również ma właściwości antybakteryjne i przyspieszające gojenie. Ale do brzegu ...
Maska ma dziwną konsystencję, coś jakby mocno zbity budyń. Dlatego przed nałożeniem polecam wyjąć sobie do mniejszego pojemnika odpowiednią porcję i porządnie rozmieszać. Kiedy się to zrobi nakładanie maski jest dożo prostsze, przyjemniejsze i mniej frustrujące.
Maska lekko zasycha na twarzy, ale nie ma większego problemu z jej zmyciem.
Samo działanie maski jest świetne. Bardzo mocno nawilża skórę, napina ją w taki przyjemny sposób, ładnie wyrównuje koloryt, rozjaśnia skórę. Wygląda się na bardziej wypoczętą niż się jest w rzeczywistości i nie ukrywam to mi bardzo pasuje.
Poza tym maska lekko zwęża pory i rozjaśnia blizny.
Przyznam, że działanie bardzo przypomina mi działanie masek algowych z tą różnica, że ta maska nie zastyga z płat, który trzeba zdejmować.
Zgodnie z sugestią producent nałożyłam też tę maskę pod oczy i muszę powiedzieć, że spotkało mnie kolejne zaskoczenie, bo cienie i opuchlizna wyraźnie się zmniejszyły. Nie wiem czy to nie będzie moja maska pod oczy, bo przy takim super działaniu szkoda mi nią lecieć po całej twarzy. Jest po prostu świetna w ratowaniu skóry pod oczami!
Jak widać w składzie na pierwszym hydrolat różany, następnie idzie glinka i dopiero woda. Potem mamy glicerynę, olej sacha inchi, olej marula, hydrolizowane proteiny ryżowe i wyciąg z korzenia eleuterokoka kolczastego zwanego również żeń szeniem syberyjskim. Przyznam, że z tym ostatnim składnikiem w kosmetyce spotkałam się po raz pierwszy i kiedy zaczęłam szukać o nim informacji było trochę pod górkę, bo jest często mylony z żeń szeniem azjatyckim. Nie ważne jednak. Jest to bardzo ciekawy składnik o właściwościach przewstarzeniowych, ujędrniających, rozjaśniających, uelastyczniających itp... ale również ma właściwości antybakteryjne i przyspieszające gojenie. Ale do brzegu ...
Maska ma dziwną konsystencję, coś jakby mocno zbity budyń. Dlatego przed nałożeniem polecam wyjąć sobie do mniejszego pojemnika odpowiednią porcję i porządnie rozmieszać. Kiedy się to zrobi nakładanie maski jest dożo prostsze, przyjemniejsze i mniej frustrujące.
Maska lekko zasycha na twarzy, ale nie ma większego problemu z jej zmyciem.
Samo działanie maski jest świetne. Bardzo mocno nawilża skórę, napina ją w taki przyjemny sposób, ładnie wyrównuje koloryt, rozjaśnia skórę. Wygląda się na bardziej wypoczętą niż się jest w rzeczywistości i nie ukrywam to mi bardzo pasuje.
Poza tym maska lekko zwęża pory i rozjaśnia blizny.
Przyznam, że działanie bardzo przypomina mi działanie masek algowych z tą różnica, że ta maska nie zastyga z płat, który trzeba zdejmować.
Zgodnie z sugestią producent nałożyłam też tę maskę pod oczy i muszę powiedzieć, że spotkało mnie kolejne zaskoczenie, bo cienie i opuchlizna wyraźnie się zmniejszyły. Nie wiem czy to nie będzie moja maska pod oczy, bo przy takim super działaniu szkoda mi nią lecieć po całej twarzy. Jest po prostu świetna w ratowaniu skóry pod oczami!
Maska do kupienia jest TUTAJ