Po balsamach i żelach pod prysznic o których pisałam TUTAJ, czas na kolejną nowość od marki beBio, a mianowicie czas na kremy do rąk. Dostałam do wypróbowania wszystkie wersje. Marka konsekwentnie idzie w cztery zapachy/kategorie więc i kremów do rąk mamy cztery do wyboru. Podobnie jak balsamach i żelach do mycia mamy tę samą bazę, a różne dodatki.
Składy są fajne. Bazą jest olej słonecznikowy, do niego dodano glicerynę, emolienty i emulgatory oraz sok z aloesu. I w tym wypadku to wystarcza żeby zrobić niezły krem do rąk, który nie jest nadmiernie tłusty, a który dobrze nawilża i utrzymuje to nawilżenie.
U mnie te kremy trafiły akurat w czasie kończącej się suchości po egzemie. Nie był to już wiór, ale stan rąk był daleki od przyzwoitego. Spisały się naprawdę dobrze, ba zaskakująco dobrze.
Mimo swojej lekkości dawały dobre nawilżenie i natłuszczenie. Skora przy użytkowaniu była przyjemniej gładka i mękka, a suche skórki nie rzucały się szczególne w oczy.
Krem wchłania się dobrze, chwilę trzeba poczekać, aż minie śliskość skóry. Zostawiają na skórze lekką warstwę, ale nie jest ona męcząca i pozwala na wykonywanie codziennych czynności bez efektu wyślizgiwania się wszystkiego z rąk.
Efekt nawilżenie po użyciu takiego kremu utrzymuje się nawet parę godzin w zależności od tego co robimy. Często też podczas mycia rak czuć jeszcze warstwę okluzyjną jaką te produkty zostawiają na skórze.
Z bardzo suchymi dłońmi mogą sobie nie poradzić, ale suchością, ściągnięciem skóry itp... spokojnie się rozprawi. Przy regularnym stosowaniu oczywiście zlikwidują suchość.
Jeszcze kwestia zapachu. Nie są to intensywne wonie i w zasadzie w chwilę po aplikacji już ich nie czuć. Dla mnie to plus. Przy regularnym stosowaniu nie jestem zmęczona/udręczona zapachem.
To są dobre kremy do codziennego użytku, zabezpieczające skórę rąk, łagodzące przesuszenie czy ściągnięcie skóry.
Składy są fajne. Bazą jest olej słonecznikowy, do niego dodano glicerynę, emolienty i emulgatory oraz sok z aloesu. I w tym wypadku to wystarcza żeby zrobić niezły krem do rąk, który nie jest nadmiernie tłusty, a który dobrze nawilża i utrzymuje to nawilżenie.
U mnie te kremy trafiły akurat w czasie kończącej się suchości po egzemie. Nie był to już wiór, ale stan rąk był daleki od przyzwoitego. Spisały się naprawdę dobrze, ba zaskakująco dobrze.
Mimo swojej lekkości dawały dobre nawilżenie i natłuszczenie. Skora przy użytkowaniu była przyjemniej gładka i mękka, a suche skórki nie rzucały się szczególne w oczy.
Krem wchłania się dobrze, chwilę trzeba poczekać, aż minie śliskość skóry. Zostawiają na skórze lekką warstwę, ale nie jest ona męcząca i pozwala na wykonywanie codziennych czynności bez efektu wyślizgiwania się wszystkiego z rąk.
Efekt nawilżenie po użyciu takiego kremu utrzymuje się nawet parę godzin w zależności od tego co robimy. Często też podczas mycia rak czuć jeszcze warstwę okluzyjną jaką te produkty zostawiają na skórze.
Z bardzo suchymi dłońmi mogą sobie nie poradzić, ale suchością, ściągnięciem skóry itp... spokojnie się rozprawi. Przy regularnym stosowaniu oczywiście zlikwidują suchość.
Jeszcze kwestia zapachu. Nie są to intensywne wonie i w zasadzie w chwilę po aplikacji już ich nie czuć. Dla mnie to plus. Przy regularnym stosowaniu nie jestem zmęczona/udręczona zapachem.
To są dobre kremy do codziennego użytku, zabezpieczające skórę rąk, łagodzące przesuszenie czy ściągnięcie skóry.